Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

59 lat temu Uratował tonące dziecko, bo pomylił autobusy. Niesamowita historia pana Józefa ze Starachowic. Zobacz film i zdjęcia

Anna Gwóźdź
Anna Gwóźdź
Wideo
od 16 lat
To historia jak z filmu! Pan Józef Kiełbasa ze Starachowic 59 lat temu został bohaterem. Uratował tonącą w wodzie dziewięciolatkę. Nie stałoby się to gdyby... nie pomylił autobusów! Zamiast do domu na przerwę, pojechał przypadkowo w kierunku rzeki. Niewiele myśląc rzucił się dziecku na ratunek. Od tej pory dziewczynka co roku w rocznicę ocalenia przynosiła kwiaty swojemu wybawcy. Poznaj historię ich niesamowitej przyjaźni.

Niezwykła opowieść o przyjaźni pomiędzy wybawicielem i uratowaną. Józef Kiełbasa ze Starachowic 59 lat temu ocalił dziewięciolatkę

Pan Józef Kiełbasa ma 93 lata, a raczej, jak podkreśla - "dopiero 93 lata". 59 lat temu był uczestnikiem niesamowitej historii. Uratował życie dziecka, a to wszystko przez małą pomyłkę, która przydarzyć może się każdemu...

- To był 4 lutego 1964 rok, godziny poranne. Pracowałem w Urzędzie Miasta jako Mistrz przy budowie dróg i mostów. Nie zdążyłem zjeść tego dnia śniadania, co zgłosiłem kierownikowi. Mój przełożony był na tyle miły, że pozwolił mi wrócić do domu. "Jedź pan na przerwę, a my spotkamy się na moście przy Ostrowieckiej o 11" - powiedział do mnie. Poszedłem na przystanek i czekałem na autobus numer jeden, który prowadził do mojego domu, do Dolnych Starachowic. Autokar przyjechał, wsiadłem i byłem pewien, że za chwilę zjem pyszny posiłek, który przygotuje mi żona. W pewnym momencie zorientowałem się, że jadę w odwrotnym kierunku, a mój autobus ma numer trzy, a nie jeden! Jechałem wprost nad rzekę Kamienną - opowiada nasz rozmówca.

59 lat temu Uratował tonące dziecko, bo pomylił autobusy. Niesamowita historia pana Józefa ze Starachowic. Zobacz film i zdjęcia
Mikołaj Opatowski

Trójka zamiast jedynki na szybie autobusu - szczęśliwy przypadek ocalił życie dziecka

Pan Józef Kiełbasa nie wie jak to się stało, że pomyliły mu się numery. - Trójka zrobiła się taka strasznie duża, to było zamajaczenie! Uznałem, że skoro i tak mamy spotkać się z kierownikiem właśnie na tym moście przy Ostrowieckiej, to już nie będę wysiadał i zaczekam, najwyżej będę głodny. Zbliżaliśmy się do przystanku, była ogromna śnieżyca, idę do wyjścia i przez szyby widzę tłum ludzi stojących nad brzegiem Kamiennej. Coś krzyczeli. Usłyszałem tylko: "Dziecko tonie, dziecko tonie!". Wyskoczyłem z autobusu, przebiegłem przez zbiorowisko, nie zastanawiałem się chwili, nikogo o nic nie pytałem. Zdjąłem zimową kurtkę i rzuciłem się do wody. Nie czułem zimna, z resztą mało wtedy czułem, podążyłem za impulsem. Na dworze było minus 12 stopni, mnie z tego wszystkiego było nawet ciepło.

"Chwyciłem za mały bucik"

- W tamtych czasach dno rzeki było jeszcze nieregulowane. Mówiliśmy na to "krowie doły". Byłem już prawie zanurzony, woda sięgała mi do brody, a dziecko wciąż było daleko. Walczyłem z nurtem rzeki i z tym, by nie stracić równowagi. W końcu zobaczyłem małego bucika, złapałem i przerzuciłem dziewczynkę za siebie. Ona wierzgała nogami i rękami, chciała się uratować, ale właśnie za tego bucika popchnąłem ją do przodu, aż do brzegu... Powoli wydostawaliśmy się z Kamiennej. Kiedy miałem wody po kolana zacząłem krzyczeć "ratunku, tonę". Dopiero wtedy poczułem mróz i zacząłem osuwać się na kolana. Pamiętam tylko, że przybiegli moi pracownicy, zaczęli nas podnosić... Wtedy zemdlałem.

"Spirytus uzdrowił mnie całkowicie"

Pan Józef stracił przytomność. Ocucił się dopiero w jednym ze starachowickich mieszkań, gdzie przetransportowano go zaraz po wypadku.

- Otworzyłem oczy, siedziałem na krześle, byłem w nieznanym pomieszczeniu. Usłyszałem słowa: "Jak ratujący? - Siedzi przy stole" - odpowiedziano. Potem okazało się, że pytał o mnie lekarz. Przede mną na stole stały dwie szklanki. Podeszła do mnie jakaś kobieta i powiedziała, żebym pił ostrożnie, bo w jednej szklance jest woda, a w drugiej spirytus. Wypiłem go duszkiem, zacząłem się ogromnie pocić, po prostu lało się ze mnie strumieniami! Medyk powrócił i wyraził ogromny podziw dla kobiety, która zaserwowała mi ten alkohol. Napój niesamowicie mnie rozgrzał i co by nie mówić - uratował, bo byłem zmarznięty na kość. Scena, o której zaraz powiem mocno kojarzy mi się z tym dniem, bowiem lekarz aż ucałował tę panią w rękę. Stwierdził, że pomogła mi lepiej niż on by to zrobił, bo już szykował zastrzyk.

Dorotka, bo tak było na imię uratowanej dziewczynce, co roku przychodziła do państwa Kiełbasów z bukietem kwiatów

Do opowieści o niezwykłej relacji uratowanej dziewczynki i państwa Kiełbasów włączyła się żona pana Józefa - Helena.

- Dorotka odwiedziła nas zaraz na drugi dzień. Przyniosła kwiaty i podziękowała mężowi za uratowanie życia. Potem przychodziła już co roku czwartego lutego, w rocznicę wypadku. Kiedy była już starsza, zaczęła odwiedzać nas w nasze imieniny - i moje i Józefa, zawsze miała bukiet, tort lub jakiś prezent - opowiada pani Helena.

Dorotka mocno zaprzyjaźniła się z rodziną Kiełbasów. Bywała u nich z okazji różnych uroczystości rodzinnych.
Dorotka mocno zaprzyjaźniła się z rodziną Kiełbasów. Bywała u nich z okazji różnych uroczystości rodzinnych. archiwum

- Dorotka miała tylko tatę. Tym bardziej z roku na rok coraz mocniej się do nas przywiązywała. W końcu stała się członkiem naszej rodziny. - Zbliżyły nas te częste spotkania. Zapraszaliśmy ją na uroczystości rodzinne, potem odwiedzała nas z mężem. Mocno zaprzyjaźniła się z naszą synową - wyjaśnia pani Kiełbasa. - Była dla nas jak córka, z resztą moja rodzona córka czasami w żartach mówiła do mnie: "Tato! Ale przecież ty masz dwie córki" - śmieje się pan Józef.

Małżeństwo było odwiedzane przez Dorotkę aż do jej śmierci. Kobieta zmarła w 2021 roku w wieku 66 lat. Do końca swojego życia wizytowała państwa Kiełbasów, za każdym razem z kwiatami, za każdym razem pamiętając, że pan Józef uratował jej życie.

Helena i Józef Kiełbasa spędzili wspólnie już 69 lat! Za rok czeka ich kamienna rocznica ślubu

O tej niesamowitej historii dowiedzieliśmy się, kiedy państwo Kiełbasa świętowali 69 rocznicę swojego ślubu w Urzędzie Miasta Starachowice. Mało kto może pochwalić się takim stażem małżeńskim jak nasza para. Mają dwóch synów, trzeci niestety zmarł, oraz córkę. Na tym nie kończy się jednak ich drzewo genologiczne - mogą pochwalić się ośmioma wnukami i czternastoma prawnuczętami!

Państwo Kiełbasa otrzymali od prezydenta miasta Starachowice - Marka Materka dyplom oraz odznaczenia za długoletnie małżeństwo. Wtedy też dowiedzieliśmy
Państwo Kiełbasa otrzymali od prezydenta miasta Starachowice - Marka Materka dyplom oraz odznaczenia za długoletnie małżeństwo. Wtedy też dowiedzieliśmy się o tym, że byli uczestnikami tak pięknej historii. Urząd Miasta Starachowice

Pan Józef poznał panią Helenę na ślubie jego brata. Ona wówczas była tam z innym chłopcem, listonoszem, co okaże się ważne w dalszej części ich historii. - Przez całe wesele i już po, kiedy jeszcze trzymałam się z nim za ręce, przeszywaliśmy się z Józefem wzrokiem. On był wtedy żołnierzem, służył w lotnictwie. Po uroczystości już więcej się z tamtym chłopcem nie spotkałam, a z obecnym mężem zaczęliśmy pisać listy - wspomina pani Kiełbasa. - Pamiętam, że przy stole urządzaliśmy przyśpiewki. Helena chciała się ze mną zmierzyć, kto zna ich więcej. Mój brat Jacek ostrzegł ją, żeby nawet nie próbowała, bo w śpiewaniu nie mam sobie równych - dodaje ze śmiechem pan Józef.

Mało brakowało, a nigdy nie doszło by do ślubu Heleny i Józefa Kiełbasów. Tu znowu palce maczał przypadek

To, że się pobrali, znowu - podobnie jak w przypadku pomylonego autobusu - było zrządzeniem losu. Kiedy para była już po słowie, pan Józef musiał wracać do wojska i polecił swojej wybrance, by przysłała mu telegram z datą ich ślubu. Termin został wyznaczony, pani Helena udała się na pocztę, nadała wiadomość i czekała z niecierpliwością na ten ważny dzień. Telegram do pana Józefa jednak nie dochodził. Zaprzyjaźniony listonosz odwiedził kobietę i polecił, by ta, dla pewności posłała do przyszłego męża list ekspresowy. - Telegram może nie wystarczyć - powiedział. Jak się później okazało, pierwsza wiadomość nie została wysłana, ponieważ ktoś celowo zaniechał nadania. To pracownik poczty, były chłopak pani Heleny, który z zazdrości i z zemsty postanowił zaszkodzić szczęściu pani Heleny i Pana Józefa! Całe szczęście, druga wiadomość dotarła i 30 stycznia 1954 roku państwo Kiełbasa ze Starachowic wzięli ślub.

archiwum prywatne
Na zdjęciu ślubnym: Helena i Józef Kiełbasa.

Jaki jest przepis na tak udane, kochające się i długowieczne małżeństwo?

Ona zajmowała się domem, ogrodem oraz czwórką dzieci. On pracą i formalnościami. - Mam cudowną żonę - mówi Józef Kiełbasa. - Jest też wspaniałą gospodynią, matką i teściową - dodaje. - Wychowywałam synów i córkę z cierpliwością, dużo tłumaczyłam. Mąż był zaradny, pracował i robił zakupy - opowiada pani Helena. - Jeżeli chodzi o receptę na takie długie małżeństwo, to muszę przyznać najpierw, że życie przecież nie jest łatwe. Kiedy spotykają się dwie osoby, o różnych naturach wyniesionych z rodzinnego gniazda, kiedy mijają pierwsze bajeczne miesiące małżeńskie i następują obowiązki - wtedy są i starcia. Niczyjej natury się nie zmieni. Jest takie powiedzenie, że trzeba tu wytrzymałości i świętej cierpliwości. Życie płynie przez te wszystkie lata, jak fale na morzu, więc są i sztormy. Moja mama mówiła mi w trudnych chwilach: "Córko. Jeżeli nie można przeskoczyć, to trzeba się i poczołgać." To treść życia.

Państwo Kiełbasa przyznają, że to, co dali swoim dzieciom, otrzymują teraz z nawiązką. - Czujemy od nich tę troskę i wdzięczność. Widzimy ją w ich oczach. Często robią nam niespodzianki, urządzają spotkania rodzinne, wręczają prezenty. Nasze życie zbliża się ku końcowi... Chociaż jesteśmy już starsi, to ten szacunek i miłość od rodziny wciąż dają nam radość i siłę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na starachowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto